Angelina Jolie by Sutek

 

 

 

 

 

 

 

 

-1-   -2-   -3-   -4-   -5-   -6-   -7-   -8-   -9-   -10-   -11-   -12-   -13-   -14-   -15-   -16-   -17-   -18-   -19-   -20-

 

Lara Croft Tomb Raider: Kolebka życia.

 

Angelina Jolie wraca na ekrany, aby – jako archeolog Lara Croft – jeszcze raz uratować świat.

 

Kiedy w maju zeszłego roku serwisy filmowe obiegła wieść,  że to jednak Angelina Jolie zagra po raz drugi rolę Lary Croft, fani ich obu (aktorki i postaci) odetchnęli z ulgą. A kiedy parę dni później podano do wiadomości, że reżyserować ten film ma Jan de Bont („Speed”, „Twister”), nadziei nabrali również lekko zawiedzeni pierwszym filmem miłośnicy dobrego kina akcji. Wszystko wskazuje na to, że „lara Croft Tomb Raider: Kolebka życia” ich nie zawiedzie.

Polski tytuł na należy co prawda do krótkich, czy wpadających w ucho, ale czy to jest najważniejsze? Liczy się efekt. A zapowiada się on... bardzo widowiskowo. Ujmę to tak. Ci z Was, którzy spędzili długie godziny nad grą „Tomb Raider” i wierzą, że osiągnęli absolutną perfekcję w poruszaniu postacią głównej bohaterki, mogą stracić tę wiarę. De Bont bowiem ich pokonał i przerósł. Wszystkich. To co ten człowiek wyprawia z Larą, nie ma precedensu. Jej akrobacje, skoki, szybkość reakcji i posługiwanie się bronią palną to absolutne mistrzostwo świata. W pierwszym filmie w kilku scenach widzieliśmy potencjał postaci i Jolie jako aktorki w tej roli. W sequelu chyba tylko w kilku scenach Lara jest spokojna, nie biega po ścianach i  nie strzela.

W obrazie sprzed dwóch lat panna Croft stanęła, zdawać by się mogło, przed największym wyzwaniem w życiu – ratowała świat przed zniszczeniem. Jeśli ktoś o złych zamiarach użyłby tajemniczego zegara w momencie ustawienia  się w jednej linii wszystkich planet naszego Układu Słonecznego, sytuacja stała by się niefajna. W całą historię mocna zamieszana była jeszcze tajna organizacja Illuminati i zmarły ojciec Lary (grany przez autentycznego, bynajmniej nie zmarłego ojca Angeliny – Jona Voighta). To wszystko działo się w pierwszym filmie, zatem oczywiście w drugim musiało być jeszcze mocniej, szybciej i jeszcze niebezpiecznej. Ale skoro świat mógł już za pierwszym razem zostać unicestwiony, to czy da się to przebić?

Oczywiście, że tak. Tym razem panna Croft stanie naprzeciw samej puszki Pandory. Autentycznej. Skoro Indiana Jones mógł pić z Graala, może i puszką pobawić się Lara – że zarymuję z zachwytu nad inwencją scenarzystów. Po co to robię? Bo nie sposób na serio podchodzić do tego typu fabuł. W takich produkcjach hasła i artefakty z najróżniejszych mitologii i wierzeń są traktowane jak jarmarczne błyskotki. Jeśli dobrze się bawiliście przy „Xenie – Wojowniczej księżniczce”, to wiecie o co mi chodzi.

W drugim „Tomb raiderze” poza Angaliną, zobaczymy jeszcze jedną znajoma twarz. W sztywniaka Hillary’ego pomocnika i służącego Lary ponownie wciela się Chris Barrie. Jest on znany głównie z klasycznego sitcomku sf „Czerwony Karzeł”, gdzie gra zresztą dokładne przeciwieństwo Hillary’ego. Pozostałe postacie w sequelu zostały obsadzone przez nowych, co nie znaczy, że debiutujących aktorów. Jako partnera Lary – Terry’ego Sheridana zobaczymy Grealda Butlera, jednak bez ponętnych loków, którymi kusił w horrorze „Dracula 2000”. W trakcie projekcji z pewnością rozpoznamy jeszcze Ciarana Hindesa (Doktor Jonathan Reece), którego ostatnio widzieliśmy w „Sumie wszystkich strachów”, czy „Drodze do zatracenia” i Djimona Hounsou (masajski wojownik) – pamiętnego Jubę z „Gladiatora”. Co bardziej spostrzegawczy, mogą jeszcze zauważyć Tila Schweigera – niemiecką gwiazdę kina, która próbuje robić od lat karierę w Hollywood. I efekty ma równie duże, co nasza Kasia Figura.

Cóż, jeśli jeszcze nie przekonaliście się, że warto stracić czas, pieniądze i zdrowie (popcorn w dużych ilościach nie jest specjalnie dietetyczny) na film „Lara Croft Tomb Raider: Kolebka życia” to pozostała mi w rękawie już tylko  ostatnio karta – muzyka. Na oficjalnym soundtracku do tego obrazu znalazły się piosenki m.in. Moby’ego, P.O.D. i Sinead O’Connor. Co prawda, za pierwszym razem Larę promował utwór U2, ale chyba i teraz nie mamy co narzekać.

Teraz jestem już całkowicie przekonany, że do tego miejsca doczytali tylko fani „Tomb Raidera”. A malkontenci, psioczący na miałkość Hollywood, który zamiast wartościowych filmów, produkuje kinowe wersje gier komputerowych, a potem jeszcze ich kontynuacje, odłożyli ten artykuł z niesmakiem. I bardzo dobrze. A my – do kin!

źródło: FILM sierpień 2003