Angelina Jolie by Sutek

 

 

 

 

 

 

 

 

 -1-   -2-   -3-   -4-   -5-   -6-   -7-   -8-   -9-   -10-   -11-   -12-   -13-   -14-   -15-   -16-   -17-   -18-   -19-   -20-

 

Lara Croft jak żywa

 

Angelina Jolie doskonale opanowała ruchy, gesty, miny komputerowej Lary Croft

 

 "Tomb Raider" to jedna z najpopularniejszych gier komputerowych, jej bohaterka - Lara Croft jest ulubienicą nastolatków. Lara to postać wirtualna, stworzona przez programistów z firmy Eidos Interactive. Mamy do czynienia z pierwszym w kulturze przypadkiem, gdy osoba, która w rzeczywistości nie istnieje, wyznacza modę, styl bycia.

 

Lara jest dzielna i mądra. Bardzo niezależna, charyzmatyczna. Jest też kobieca - tworząc jej postać specjaliści od komputerowej animacji zadbali o to, by poruszała się z wdziękiem, kusiła seksowną figurą. Od 1996 roku dla potrzeb promocyjnych w rolę Lary wcielało się kolejno sześć modelek. Jedna z nich w 1999 roku odwiedziła Polskę - rozdała autografy kilku tysiącom fanów. Nieźle, jak na osobę, która ma tylko przypominać wirtualną Larę Croft.

 

Z towarzyszącym Larze kultem musiała zmierzyć się Angelina Jolie - aktorka nagrodzona Oscarem za rolę w "Przerwanej lekcji muzyki". Z twarzy Jolie nie przypomina wirtualnej bohaterki, która ma wielkie oczy i trochę zadarty nos. Doskonale opanowała natomiast ruchy, gesty, miny komputerowej Lary Croft. Najlepiej widać to w scenach walki, które są niemal identyczne z tymi, którzy znają miłośnicy gry "Tomb Raider".

 

Reżyser Simon West pozostał wierny fabule i scenerii gier (w serii "Tomb Raider" ukazało się dotąd pięć tytułów). Kostiumy, aranżacje wnętrz - w tym domu Lary - broń, nawet latarki są takie same, jak w grze komputerowej. Dla fanów "Tomb Raidera" to nie lada gratka - w poszczególnych scenach filmu bez trudu odnajdują miejsca i zdarzenia z poszczególnych części ich ulubionej gry. Powiedzmy jednak otwarcie, że tylko dla fanów. Zwykły miłośnik kina akcji wyjdzie z pokazu rozczarowany. "Tomb Raider" to nie "Indiana Jones", choć z racji zainteresowań głównej bohaterki obydwie produkcje są porównywane.

 

Po raz kolejny (po filmach "Mortal Kombat", "Wing Commander" czy "Street Fighter") nie udało się stworzyć atrakcyjnego widowiska na podstawie fabuły popularnej gry. Odpowiedź na pytanie, dlaczego, wydaje się prosta - fabuła gier ogranicza się do akcji, a w kinie to nie wystarcza. Magia gier polega na tym, że siedząc przed monitorem sterujemy poczynaniami wirtualnego bohatera. Nie ma znaczenia, że robi on rzeczy nieprawdopodobne, bo sukces uzależniony jest od zręczności i inteligencji gracza. To czyni bardziej wiarygodną nierówną walkę uzbrojonej w dwa szybkostrzelne pistolety dziewczyny z armią przeciwników. Zwłaszcza że nie zawsze się udaje, trzeba się pogodzić z częstym napisem "game over" (gra skończona - zwykle śmiercią bohatera). Bierny widz patrzy na sprawę inaczej. Jazda z zawrotną prędkością motocyklem po zastawionym samochodami garażu jest nierealna i to w kinie widać. Dlatego prawdopodobnie nigdy nie obejrzymy dobrego filmu, dla którego bezpośrednią inspiracją jest fabuła komputerowej gry.

Łukasz Gołębiewski źródło RZECZPOSPOLITA